Kiedyś miejsce słynęło z dostępności używek, dzisiaj (a może to za sprawą tego że byliśmy poza turystycznym sezonem) jest dużo spokojniej.
Hamaczek, spokojny nurt Mekongu, pora deszczowa i Honey Lao Whisky sprawiły że się fajnie odpoczywało...i znowu, da kroki w głąb wioski i można obserwować autentyczne życie Laotańczyków (np łowiących ryby w zupełnie nam nieznany sposób, łapiąc je w zbudowane z bambusu wielkie pułapki).
"atrakcji" na wyspach raczej nie polecamy, delfinów żyjących w Mekongu już się nie udało zobaczyć (pomimo wstanie ze wschodem Słońca) a wodospady to raczej atrakcje dla nastolatków i miłośników selfie :)